Maria Skłodowska - Curie “Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć.”

Ignacy Paderewski “Droga do sukcesu pełna jest kobiet popychających swych mężów.”

Rodzina w w świecie konsumpcyjnego kapitalizmu

Redaktor admin on 8 Marzec, 2012 dostępny w Analizy. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia odpowiedzi.

Dziś rodzice coraz bardziej starają się funkcjonować w tych światach, które dawniej były zarezerwowane wyłącznie dla samodzielnego funkcjonowania dzieci

Kooperacja w miejsce koegzystencji

Współcześnie jesteśmy w stadium przemiany. Wcześniej dzieci tworzyły swój własny świat, ale ingerencja rodziców była znacznie większa, zarówno jeśli chodzi o kontrolę, jak i wychowanie. Obecnie relacje między młodzieżą – wkraczającą w wiek, w którym myśli się o usamodzielnieniu, tj. w okresie gimnazjum i liceum – a rodzicami, wyraźniej określa kooperacja.

Rodzice i dzieci zaczynają ze sobą współpracować. Dzieci przeważnie myślą o tym w sposób pragmatyczny. Jak, opuszczając w przyszłości rodzinne gniazdo, nie upaść i funkcjonować na zbliżonym poziomie pod względem materialnym. Tym bardziej jest to istotne w kulturze konsumpcyjnego kapitalizmu.

Rodzice natomiast zdając sobie sprawę, że niebawem nastąpi rozluźnienie wzajemnych relacji, starają się na tyle wykorzystać kooperację, by stworzyć nowy typ więzi. Typ, który dawałby poczucie bliskości. Dziś rodzicom bardzo zależy na tym, żeby mieć z dziećmi bliski kontakt. Mówiąc inaczej, rodzice się ze swoimi dziećmi zaprzyjaźniają.

Nie mam tu na myśli przyjaźni, która zawsze się pojawia w tak zwanych „normalnych” rodzinach, gdy dorastamy i zaczynamy zmieniać nasze relacje z rodzicami na bardziej partnerskie. To raczej pewne zrównanie poziomów. Rodzice zaczynają traktować swoje dzieci w taki sposób, w jaki ich rodzicom by nie przyszło do głowy. I znów, rzecz nawet nie w karykaturalnych scenach, które obserwujemy w sklepach, gdy mama z córką kupują tę samą odzież. To sygnał zmiany i znak naszych czasów.

Życie rodzinne a kult młodości

Tak naprawdę jest to proces, który istnieje już od dawna i po trosze zawdzięczamy go kultowi młodości. Kultowi, który w tym momencie dominuje w obrębie otaczającego nas świata wartości.

Młodość w pewnym stopniu uległa emancypacji. Sytuacja ta nie oznacza jeszcze, że młodzież zaczęła dominować w naszym świecie. Od lat 60-tych XX wieku młodość, jako cecha indywidualna i zbiorowa, stała się ważnym elementem preferowanych systemów wartości. W następstwie dalszego jej eksponowania w kolejnych dziesięcioleciach powstał świat zdominowany przez młodość, lecz jednak nie przez młodzież. Mimo odczuwalnej dominacji młodości, cecha ta przede wszystkim stała się istotnym regulatorem aksjologiczno-normatywnym w świecie dorosłych, „oddzielając się” od swojego macierzystego środowiska i zyskując swoistą autonomię. Natomiast jeżeli przyjrzymy się jak kult młodości wpłynął na relacje pomiędzy dzieciństwem, młodzieżowością i dorosłością, szybko dostrzeżemy, że między tymi wszystkimi, wcześniej oddzielającymi się sferami, dochodzi teraz do zatarcia granic, są one płynne i nieostre.

W ostatnich latach można zaobserwować zmianę „klasycznych” sposobów postrzegania ról społecznych w rodzinie. Oczywiście, nie myślę tu o rodzinach „tradycyjnych”, kultywujących swoistą polską rodzinność czy religijność, co wcale nie musi od razu oznaczać rodziny patriarchalnej. Są to po prostu rodziny w których przestrzega się pewnych zasad, we współczesnym świecie należących do rzadkości. Natomiast w świecie rodziny nowoczesnej, partnerskiej obserwujemy, jak rodzice w sposób dynamiczny modyfikują swoje odgrywanie ról rodzicielskich. W Polsce swój początek biorą one w latach 80-tych minionego wieku.

Dekada aktywnego rodzica

Przełom lat 80-tych i 90-tych XX wieku na świecie traktuje się już jako dekadę aktywnego rodzica. Wtedy to właśnie rodzice na Zachodzie, ale też i w Polsce, zaczęli zmieniać swoje nastawienie do dzieci i w większym stopniu uczestniczyć w ich życiu. Czym było to spowodowane?

Pokolenie baby boomer‘s – pokolenie powojennego wyżu demograficznego w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, było nastawione przede wszystkim na osiąganie sukcesów w sensie indywidualnym. Bardzo wcześnie zawierało też związki małżeńskie i miało dzieci. Powstawały rodziny, jednak rodziny te nie były trwałe, ze względu na priorytetowe traktowanie kariery, a nie wspólnego życia. Po upływie kilku lub kilkunastu lat rozpadały się. Starając się przeciwdziałać wysokiej skali rozwodów oraz próbując redukować ich negatywne następstwa, w konsekwencji realizowanych licznych badań w naukach społecznych, wypromowano nowy wzorzec relacji rodzice-dzieci. Mówiąc wprost: uznano, że dzieciom trzeba zagwarantować „ciepło” domu rodzinnego, gdyż do tej pory praktycznie rzecz biorąc te kwestie były zaniedbywane. W efekcie zarówno nowi, młodzi rodzice, jak i osoby po rozwodzie zaczynały spędzać z dziećmi coraz więcej czasu.

W Polsce było podobnie. Młodzi małżonkowie również próbowali robić kariery, rodzice byli zapracowani. Nie było natomiast takiej skali rozwodów. Młodzi ludzie przejmowali wzory z Zachodu między innymi za sprawą pojawiania się licznych, tłumaczonych na język polski „poradników” w stylu „jak być dobrym rodzicem” czy „co zrobić, by nasze dziecko nas kochało”, które równolegle z raportami naukowymi podpowiadały, że dzieci powinny spędzać z rodzicami więcej czasu, większą jego ilość poświęcać na aktywność pozaszkolną oraz uczestniczyć w życiu szkoły.

Dzisiejsi rodzice coraz silniej ingerują w świat życia szkół, w których uczą się ich dzieci, choćby poprzez aktywność w komitetach rodzicielskich. Wcześniej przyjmowali postawę, że dziecko wychowuje się, kształtuje swoją tożsamość w procesie socjalizacji, który przebiega w dwóch względnie oddzielnych rzeczywistościach: domu rodzinnym i szkole. Ta druga była światem stricte instytucjonalnym, gdzie dziecko powinno nauczyć się samodzielnego wchodzenia do społeczeństwa i z czasem podejmowania pełni odpowiedzialności za własne działania. „Nowi” rodzice przenoszą rodzinny „parasol ochronny” do szkół, zaburzając proces socjalizacji wtórnej.Pierwsze symptomy tej zmiany zaobserwowałem w latach 90-tych.

Kiedyś rodzice stali murem za nauczycielami. Rolą szkoły było wychowanie, nauczenie dzieci, że pewnych norm nie należy przekraczać. Obecnie rodzice stają po stronie dzieci, niekiedy bagatelizując nieprzestrzeganie norm, niekiedy próbując wywierać presje na nauczycieli tak, by szkoła poszła na ustępstwa, byle tylko dziecku nie przeszkodzić w rozwoju ścieżki kariery. To pewnego rodzaju niebezpieczeństwo i zmiana, którą już od dawna widzimy w relacjach między rodzicami a dziećmi.

Otóż rodzice coraz bardziej starają się funkcjonować w tych światach, które dawniej były zarezerwowane wyłącznie dla samodzielnego funkcjonowania dzieci. Niegdyś rodzice mieli pojawiać się na wywiadówkach, czy uroczystościach, dzisiaj chcą być w szkole częściej, aktywnie udzielają się poprzez komitety rodzicielskie, imprezy organizowane w szkole, a nawet odgrywanie ról w spektaklach teatralnych dla dzieci, a nie jak kiedyś, oglądając dzieci na scenie.

Jednak za sprawą kooperacji między rodzicami a dziećmi, doszło do pojawienia się mechanizmów wykorzystywania przez dzieci współpracy na potrzeby realizacji własnych celów. I to w sposób pragmatyczny, niekiedy wręcz manipulacyjny. W przywołanych relacjach pojawiają się mechanizmy typowe dla świata biznesu. Młodzi ludzie sprytnie potrafią wykorzystywać swoją przewagę, często w sposób warunkowy usiłując wymusić różne zachowania rodziców. Niegdyś groźba dziecka, że nie pójdzie na maturę, skutkowałaby odpowiedzią typu: „nie idź”. Dziś taką odpowiedź trudno sobie w ogóle wyobrazić.

Wychowanie bezstresowe?

Ścieżka bezstresowego wychowania to ślepy zaułek. Potrzeba lat, by to zauważyć. Na Zachodzie powoli zwraca się na to uwagę (zob. Amy Chua „Bojowa pieśń Tygrysicy”). Zapanowanie nad młodymi osobami przez nauczycieli jest jednak trudne.

Kiedyś dyscyplina wprowadzana w sposób obiektywny i racjonalny uczyła pewnych reguł funkcjonowania w społeczeństwie. Wiadomo było, że są pewne ramy, których nie da się rozciągnąć. To wiek powodował, że przekraczaliśmy kolejne etapy dorastania i wiedzieliśmy, że wolno nam więcej.

We Włoszech młodzi mężczyźni dosyć długo się nie usamodzielniali. Problem pojawił się wtedy, gdy zaczęły to robić Włoszki. Debatowano nad tym nawet w parlamencie. To tam z mównicy padały słowa: „Wystawmy ich za drzwi, wtedy nauczą się prawdziwego życia i wydorośleją”. Miało to miejsce jakiś czas temu. Patrząc na te problemy szerzej, dojrzeliśmy do takich czasów, w których wymagania w stosunku do dzieci i młodzieży muszą się pojawić i przybrać postać nieco zmodyfikowaną. Nie wiem czy istnieje pełna świadomość tego w polskich rodzinach.

W Polsce rodzice uważają, że dzieciom należy pomagać, ponieważ czasy są, jakie są. Nie odwołują się przy tym do postrzegania kryzysu w wymiarze globalnym. Uważają jedynie, że życiowy start nie jest dziś sprawą łatwą. I do tego startu trzeba się wieloetapowo i przez dłuższy czas przygotować.

Ojciec? Matka? Wspólny front?

Od czasów mniej więcej lat 60-tych, od pokolenia hipisów, dwie sfery – męska i żeńska – zaczęły się ze sobą zamieniać, uzupełniać, przenikać. Na przełomie lat 60-tych i 70-tych uznano, że mężczyźni mają prawo do wyrażania takich samych uczuć, jak kobiety. Mężczyzna ma prawo do tego, żeby się rozpłakać. „Chłopcy nie płaczą” straciło rację bytu, chociaż byłoby lepiej, żeby to robili w miejscu odosobnienia.

Mężczyzna zyskał też prawo do pełnienia obowiązków, które wcześniej wykonywały kobiety w domu – do zajmowania się dziećmi. Po latach skutkuje to tym, że oprócz tych mężczyzn, którzy biorą urlopy wychowawcze, bo zarabiają mniej niż żony, oprócz tego, że pomagają kobietom w zajmowaniu się małym dzieckiem, pojawiają się pewne rytuały, których kiedyś nie było. Na przykład panowie kąpią swoje dzieci.

Czy są zatem różnice pomiędzy realizowaniem roli ojca i matki? Zdecydowanie. Przynależność do różnych społecznych światów, te zachowania różnicują. Jeżeli oddalimy się od konstruujących nowoczesne wzory stylu życia środowisk miejskich, to zobaczymy, że tam ten podział jest bardzo wyraźny. Niewiele jest rodzin na wsi, które realizowałyby wspomniane wcześniej nowoczesne wzory. Natomiast w mieście, w zależności od tego, czy będziemy mieli do czynienia z rodzicami bardziej nowoczesnymi lub bardziej tradycyjnie patrzącymi na obowiązki rodziców, te wewnętrzne zróżnicowania będą w większym lub mniejszym stopniu wyraźne.

Rozwój ról matki i ojca w ostatnich latach przebiega w sposób stosunkowo mało dynamiczny. Z jedną zasadniczą różnicą – następuje dość znaczna liberalizacja postaw, zarówno matek, jak i ojców, w stosunku do tego, co dzieci robią. Widać to od lat, chociażby obserwując godziny, kiedy dzieci mają iść spać. W czasach, gdy ja byłem dzieckiem, to był czas dobranocki. Rodzice pozwalają na więcej swoim dzieciom, często licząc na to, że dzieci w jakimś stopniu będą odczuwały fakt, że są traktowane w sposób bardziej poważny. To jest pewna pułapka. Z dzieckiem najlepiej jest po prostu rozmawiać w sposób poważny, gdyż wtedy dziecko będzie wyczuwało, że jest traktowane poważnie. Natomiast poszerzanie zakresu swobody wcale nie musi do tego prowadzić.

Coraz więcej ojców przejmowało w ostatnich latach cechy i obowiązki, które wcześniej zarezerwowane były tylko i wyłącznie dla kobiet. I odwrotnie: kobiety wcale też nie stroniły od obowiązków, które wcześniej były zarezerwowane dla mężczyzn. Ta płynna rzeczywistość rodzinna, jeżeli tak moglibyśmy ją potraktować, charakteryzuje się tym, że światy żeński i męski się przenikają.

Jak było? Jak będzie?

Odkładając na bok kwestie polityczne ostatnich sześćdziesięciu lat, przyjrzymy się mikroświatowi rodziny, który nierzadko postrzegany jest, jeśli chodzi o lata PRL-u, jako ostoja naszych polskich tradycji. Stanowił też jakąś formę antidotum na to, co nie było przyjemne. Wydaje się, że Polacy stopniowo wypracowywali wzory w zakresie relacji rodzinnych, które zaowocowały ich obecną postacią.

Istniały pewne etapy przyspieszenia czy bardziej dynamicznych modyfikacji. Wbrew temu, co się powszechnie uważa, lata 70-te były, podobnie zresztą jak to miało miejsce na Zachodzie, okresem bardzo dużego rozluźnienia w relacjach rodzice-dzieci. Później mieliśmy też lata 80-te i 90-te, kiedy w Polsce pojawiły się identyczne niemal tendencje, jak na Zachodzie: współdziałanie z dziećmi. Równolegle cały czas znacząco oddziaływał kult młodości w swojej lokalnej odmianie.

Obecnie mamy dorosłych, którzy nie chcą się zestarzeć, bronią się przed tym. Tymczasem młodzi próbując się jakoś odróżniać od swoich rodziców i dorosłych w ogóle, nie za bardzo chcą wkraczać w dorosłość, a paradoksalnie – są do tego zmuszani i mobilizowani. Nierzadko wymaga się od nich, by jak najszybciej podejmowali obowiązki dorosłego życia. Wielu musi, gdyż niekiedy trzeba zacząć wcześniej pracę, aby pozwolić sobie na studia. Nie wszyscy są zamożni.

Gdy patrzymy na ścieżkę rozwoju relacji pomiędzy rodzicami i dziećmi, dziadkami i wnukami, rodzicami i dziadkami w ostatnich latach, to wyraźnie zarysowuje się ciąg przemian norm, wartości i wzorów zachowań, które miały i mają bardziej ewolucyjny niż rewolucyjny charakter.

Żeby móc wprowadzić całkowicie nowe wzory relacji między rodzicami i dziećmi, a także między małżonkami, musiałoby dojść do pewnego typu „przesilenia”. Przesilenia, w którym „dotychczasowość” życia rodzinnego straciłaby rację bytu. Dzisiaj tak jednak nie jest. Cały czas realizowane są wzory, które się dobrze sprawdzają. I tak długo jak będą się sprawdzać, nie powinniśmy spodziewać się żadnych istotnych zmian.

Jeżeli będzie trwał cały czas proces wdrukowywania kultury konsumpcyjnego kapitalizmu od samego początku socjalizacji, gdy młodzi ludzie oceniają siebie nawzajem w znacznej mierze poprzez stan posiadania, jeżeli cały czas będziemy dążyć do posiadania coraz to nowych, produkowanych specjalnie dla nas nowości, to wzór ten będzie obowiązywać.

Rodzina w świecie konsumpcyjnego kapitalizmu

Wszyscy jesteśmy współtwórcami kultury konsumpcyjnego kapitalizmu. Na świecie kultura konsumpcyjnego kapitalizmu istnieje już od dawna, w Polsce od kilkunastu lat. Jakie miejsce w tym świecie zajmuje rodzina?

Rodzina doskonale się do tego świata dopasowała. Wcale nie jest tak, że rodzina jest ostoją jakichś wartości, które nie mają nic wspólnego z kulturą konsumpcyjnego kapitalizmu. Wręcz przeciwnie – całe rodziny w nim uczestniczą. Jedną z cech charakterystycznych dla kultury konsumpcyjnego kapitalizmu jest nastolatyzacja dorosłych czyli symboliczne podtrzymywanie przez dorosłych cech mile wspominanych z okresu młodości, ale przeniesionych do współczesności ich dorosłości. To podążanie za „młodzieżowymi” modami dla dorosłych i wykorzystywanie możliwości, na jakie pozwala dorosła niezależność, w maksymalizacji doznań w czasie wolnym i czasie zabawy oraz zaspokajanie potrzeb sztucznie tworzonych przez rynek dla dorosłych, którzy nie chcą do końca wydorośleć. W podobny sposób Benjamin Barber pisał o infantylizacji dorosłych. O co chodzi?

Celem świata biznesu stało się zarówno sprzedanie coraz młodszym jak największej liczby wszelkich produktów, bo stali się od lat 50-tych XX wieku liczną i znaczącą nową grupą konsumentów na rynku, jak i przeniesienie gustów młodych w świat dorosłych. Świat życia rodzinnego bardzo dobrze zaadaptował się do tej sytuacji.

Rodzina ostoją wartości? Gdy spojrzymy na to z perspektywy nowoczesności, czy ponowoczesności naszych czasów, zaobserwujemy raczej podążanie za nowymi trendami, różnorodnymi innowacjami, które są niezwykle szybkim wyścigiem ku temu, co tak naprawdę ma być naszym dobrostanem. Co tak naprawdę stanowi o „wyjątkowości” naszych czasów. Sądzę, że niewiele jest takich rodzin, które bardzo by chciały się temu przeciwstawić.

Czasami za bardzo akcentowane są w Polsce elementy rodzinności, które należą już do historii. Nasze rodziny patrzą w przyszłość, niektóre stać na więcej optymizmu, niektóre na mniej, co również wiąże się z problemami życia codziennego, które wynikają nie tylko z kłopotów ekonomicznych.

Kultura konsumpcyjnego kapitalizmu współtworzona jest w świecie życia rodzinnego. Możemy tu mnożyć przykłady, nie tylko „rodzinnych” wycieczek do centrów handlowych czy „egzotycznych” sposobów spędzania wakacji. Dzisiaj nawet gdy pozamykamy swoje domy i mieszkania, to i tak cały czas funkcjonujemy w jednej wielowymiarowej realno-wirtualnej przestrzeni, w której dominują wzory kultury konsumpcyjnego kapitalizmu .

We współczesnych rodzinach, szczególnie ludzi młodych i w średnim wieku, wiele osób ma swój komputer i równolegle żyje w kilku „światach”, od czasu do czasu „powracając” do rodzinnej codzienności i konfrontując doświadczenia z pozostałymi współdomownikami. Granice „rodzinności” stały się „przepuszczalne” i „elastyczne” – to znak naszych czasów.

*Prof. UAM dr hab. Witold Wrzesień – socjolog rodziny, pracuje w Instytucie Socjologii WNS UAM w Poznaniu

Źródło: http://www.instytutobywatelski.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)