Uwielbiam książki o Indiach, ale ostatnio utknęłam. Utknęłam w połowie dość mocno reklamowanej książki „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii.” autorstwa Pauliny Wilk, dziennikarki „Rzeczypospolitej”.
Widać, że autorkę cechuje ‘lekkie pióro”. Książka to swoisty reportaż o życiu w tym pełnym skrajności kraju. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że autorka sprawia wrażenie jakby wręcz delektowała się największymi obrzydliwościami tego świata. Fetorem fekalni, korowodem makabrycznie wynaturzonych i zniekształconych sylwetek nędzarzy, widokiem zwłok dzieci wypływających z Gangesu. Z wyraźną lubością szczegółowo opisuje kremację zwłok, soczyście i bardzo obrazowo odtwarza smród targowisk rybnych i mięsnych oraz rozwalających się wszędzie wypatroszonych resztek, a cały jeden rozdział poświęca porannym wypróżnieniom „defektujących o poranku Hindusów”.
Czy wszystko w tych Indiach jest takie okropne? I czy tylko w Indiach? Nie sądzę.
Zastanawiam się nad jednym – czy Paulina podczas pobytu w Indiach nie zauważyła niczego pozytywnego, pięknego, nie potrafiła dostrzec uroku ponad całą tą brzydotą, którą tak namiętnie przedstawia na 250 stronach swojej książki, a którą notabene znamy już z telewizji, filmów, internetu.
Czyżby wyszła z założenia, że drastyczne okropności zawsze przyciągną większą publikę?
Ja jednak wolę dostrzegać piękno tego świata, gdyż nawet na surowej, skalistej ziemi może wyrosnąć delikatny kwiatek. Łatwiej jest pisać o okropnościach, które widać – trudniej jest dostrzec subtelne piękno pomimo tych okropności. A w tym cała sztuka życia.
Danuta Dani Zicz