Polska The Times
Joanna Miziołek rozmawia z posłem Adamem Szejnfeldem.
Kiedy Pan odkrył w sobie pierwiastek kobiecości?
Kobiecości to za dużo powiedziane (śmiech). Tematyką kobiet zacząłem się interesować kilkanaście lat temu. Od piętnastu lat jestem posłem i niemalże od początku mojej aktywności zawodowej zajmuje mnie ten temat, choć zasadniczo moją domeną jest ekonomia, gospodarka, przedsiębiorczość, prawo….
Z czego więc wynikało zainteresowanie tymi sprawami?
Zauważyłem, że kobiety w Polsce mają zupełnie inną sytuację, niż mężczyźni. I to w każdej dziedzinie. Widać to było także w gospodarce. Kobiety właścicielki, czy menedżerki borykają się z większymi barierami na drodze swojej kariery, niż mężczyźni, a kobiety pracownice, zarabiają na przykład mniej, niż mężczyźni i piastują częściej mniej atrakcyjne stanowiska. To nie tylko słynny szklany sufit, ale już i szklane ściany. Kobieta trudniej zdobywa następne szczeble awansu i najczęściej, by tego dokonać, musi wykazać się o wiele większymi umiejętnościami, większą przebojowością, kreatywnością, niż mężczyzna. Moje obserwacje zaczęły wywoływać coraz większe zainteresowanie, nie tylko kobietami w biznesie, ale i w polityce, w kulturze, nauce i w innych dziedzinach ich aktywności. Po kilku latach postanowiłem otworzyć stronę internetową i rozpocząć, za pośrednictwem tego instrumentu, promować zmianę relacji oraz statusu kobiet i mężczyzn w nowoczesnym społeczeństwie. Pokazywałem kobiety, którym udało się odnieść sukces, by przedstawić wzorce i wskazać dobre praktyki w tym zakresie. Chodziło o to, by udowodnić, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko się chce. Potem zacząłem organizować konferencje i spotkania. Zarówno ogólnopolskie, jak i regionalne, czy lokalne. Największą konferencję na temat kobiet pod tytułem „Kobieta przedsiębiorcza” zrobiłem w 2004 roku. Wtedy jeszcze nie było Kongresu Kobiet i nikomu nie śniły się tak wielkie przedsięwzięcia. Kolejną ogólnopolską konferencją była ta z roku 2009 roku. Nosiła tytuł „Unia jest kobietą”. Udział w nich brały największe polskie nazwiska z dziedziny polityki, kultury, sztuki i biznesu. Tworzę też kluby kobiet. Pierwszy powstał w 2006 roku. Współpracuję z wieloma organizacjami, np. Europejską Unią Kobiet, jestem też członkiem licznych kapituł promujących kobiety sukcesu.
Wróćmy jednak do samej strony internetowej.
Tak, ostatnio przekształciłem moją stronę www. w portal internetowy o nazwie „kobiecastronazycia.pl”.
Ma pan poczucie, że jest zapotrzebowanie na portal kobiecy?
Nie robiłem żadnych badań i analiz rynku. Mało mnie to interesuje, wszak nie jest to działalność komercyjna. Ponadto, mam potrzebę zajmowania się sprawami kobiet. Uważam, że suma moich i innych przedsięwzięć składa się na upowszechnienie wiedzy na ten temat i popularyzację tej ważnej problematyki. To jest najważniejsze. Od czasu zresztą, kiedy Facebook i Twitter stały się popularne, informacje z portalu „kobiecastronyzycia.pl” rozpowszechniane są szybciej i w większym stopniu. Ludzie, którzy się tam aktywizują powielają materiały w tysiącach powtórzeń.
Czy jakaś kobieta zainspirowała Pana do stworzenia portalu „kobiecastronazycia.pl”?
Ani kobieta, ani mężczyzna. Byłem pierwszym posłem w Polsce, i jestem chyba do tej pory jedynym, który założył i prowadzi stronę internetową o kobietach. To była i jest pionierska witryna internetowa dotycząca tej tematyki. Kiedyś drwiono ze mnie, i kobiety, i mężczyźni. Pytano, po co to robię, po co się tym zajmuję? Słyszałem z ust znajomych: Adam, szkoda czasu, którego i tak nie masz. Mimo to podjąłem się tego i realizuję przez tyle lat aż do dzisiaj.
Na Pana portalu można dostrzec realnie interesujące babskie tematy. Skąd u pana to kobiece wyczucie?
Oczywiście nie zajmuję się tylko prowadzeniem kobiecego portalu. Bardziej interesuje mnie gospodarka, czy zmiany polskiego prawa, ale mam przecież też życie prywatne, własne zainteresowania, które nie są koniecznie ściśle związane z pracą zawodową. Pisze na przykład wiersze, kiedyś rysowałem i malowałem, obecnie mam też niecodzienne hobby. Zbieram mianowicie maski z całego świata. Mam więc, jak widać, trochę zainteresowań, które niekoniecznie pasują do oblicza typowego technokraty. Myślę, że rozumiem kobiety, mam z nimi dobrą relację, świetnie odbieram ich mentalność i bardzo dobrze czuję się w ich towarzystwie. Większość moich znajomych, to płeć piękna, a nie mężczyźni. Może to o to chodzi….
I oczywiście woli się pan nimi otaczać również w polityce…
Kobiety w polityce mają podobnie złą sytuację, jak i w wielu innych środowiskach, czy zawodach. Jeśli spojrzymy na przykład na to, ile jest kobiet w nauce, to zobaczymy, że większość doktorów habilitowanych jest płci żeńskiej. Natomiast, gdy spojrzymy ile kobiet w stosunku do mężczyzn jest na stanowiskach kierowniczych w instytucjach nauki, to te proporcje natychmiast już się odwracają. Mówienie więc, że w Polsce dostęp kobiet w polityce do funkcji kierowniczych jest dramatycznie niski jest niewłaściwe. To dosłownie niemalże wszędzie tak jest, a nie tylko w polityce. Sytuacja jest zła. Kobiet w radach gmin, powiatów, czy województw jest bardzo mało, a jeszcze mniej ich jest wójtami, burmistrzami, czy prezydentami miast. Marszałków w spódnicach nie ma w ogólne. W Sejmie ciągle rośnie odsetek kobiet, ale nie widać już tego w Senacie. Nasze wskaźniki są pod tym względem gorsze niż średnia w Europie, ale i tam zróżnicowanie jest bardzo duże. Najlepiej jest na północy, np. w Szwecji, najgorzej jest na południ Europy, np. w Grecji.
Skąd się to bierze?
Wyjaśnić można nawet na drobnym codziennym przykładzie. Gdy cokolwiek powie, na przykład w towarzystwie, kobieta, reszta odnosi się do niej z pobłażaniem, w rodzaju: „a to kobieta”. I macha się na nią ręką. Ale jeśli mężczyzna powie nawet największą bzdurę, to traktuje się go poważnie. Mężczyźni z pobłażaniem traktują, to co mówią kobiety, a same kobiety bardzo poważnie traktują, to co mówią mężczyźni. Jesteśmy takim stereotypowym, konserwatywnym społeczeństwem, żyjącym na bazie wzorców i schematów z przeszłości. W naszym kraju kobiety i mężczyźni mają przypisane role. W polskiej rodzinie jest zwyczajowo przyjęte, że kobieta zajmuje się dziećmi, a mężczyzna utrzymuje dom. To się jednak zmienia. Nowoczesne związki partnerskie są już inaczej „ułożone”.
Te stereotypy to wina mężczyzn?
To jest olbrzymie uproszczenie. Nie jest tak, że tylko mężczyźni niedopuszczają kobiet do funkcji, stanowisk i władzy. Po stronie kobiet też jest wina. Choćby dlatego, że kobiety w mniejszym zakresie się aktywizują. Wiem to z doświadczenia. Na przykład, często gdy organizuję zebrania w regionie, to przychodzi na nie zdecydowana większość mężczyzn lub sami mężczyźni. Ale, jeśli są już jakieś kobiety, to bardzo często podczas spotkań nie zabierają głosu. Dlaczego tak jest? Dziewczynki w tradycyjnych rodzinach są od dziecka wychowywane na gospodynie domowe, chłopcy natomiast na liderów. I to próbuję zmieniać.
A Pan nie czuje się dyskryminowany? Nie został Pan przyjęty do parlamentarnej grupy kobiet. Nie chciały Pana kobiety?
Wiem, że w tym nie ma niczego osobistego, ale tak, czuje się dyskryminowany. To jest znakomity dowód na funkcjonowanie w Polsce stereotypu, także w parlamencie. Panie posłanki, które organizują się, żeby zmieniać świat udowodniły, że gen podziału ról tkwi także i w nich samych. A to one powinny być awangardą zmian. Kobiety w Sejmie świadomie jednak zademonstrowały stereotypowe podejście do tematyki równości kobiet i mężczyzn. Tu oczywiście nie chodzi personalnie o mnie. Panie doszły po prostu do wniosku, że mężczyzna nie może być członkiem ich grupy. Uważają, że kobiety powinny walczyć o swoje prawa w gronie kobiet. Mogę to uszanować, ale nie zgadzam się z tym. Te kobiety szkodzą sprawie. Zachowały się w stosunku do mnie seksistowsko. Jestem przekonany, że głos faceta w imieniu kobiet jest bardziej wiarygodny, niż głos samych kobiet. Gdybyśmy my mężczyźni, posłowie i senatorowie, i one kobiety, posłanki i senatorki, razem podejmowali różne przedsięwzięcia, to byłyby one poważniej traktowane.
To czemu premier nie mianował Pana na stanowisko ministra ds. równego traktowania?
No właśnie nie wiem (śmiech). To jest dobre pytanie. Ale odpowiem: bo jestem mężczyzną. Taka jest mentalność w Polsce. W przeciwnym razie, wszyscy by się zdziwili i oburzyli zanim by zrozumieli.
Skoro jest Pan za równouprawnieniem, to na koniec zapytam: gotuje pan, piecze ciasta? Co ze świętami?
Jestem nie tylko mistrzem jajecznicy (śmiech). Oczywiście, gotuję, robię na przykład świetną pieczeń ze schabu, uwielbiam potrawy azjatyckie, choć nie są łatwe w przyrządzaniu. Na święta Wielkiej Nocy jednak nic nie przygotowuję. Uważam zresztą, że pod względem kulinarnym są one wyjątkowo skromne i mało wyrafinowane. Białą kiełbasę czy jajka w majonezie potrafi zrobić nawet dziecko. Święta Bożego Narodzenia biją Wielkanoc pod tym względem „na łeb, na szyję”. Natomiast co do ciast… Jak każda prawdziwa kobieta lubię je, ale się wystrzegam. Staram się unikać słodyczy. Muszę dbać o linię (śmiech).