Chyba coś jest na rzeczy ze zbliżającym się końcem świata, bo na Ziemi mamy dziwne znaki. Oto przedstawiciele polskiej branży spirytusowej podali z przerażeniem, że w Polsce spada spożycie wódki. Mimo coraz to nowych rodzajów tego trunku, Polacy do wódki tracą serce i coraz częściej sięgają po… whisky, której konsumpcja ma wzrosnąć jeszcze przynajmniej o połowę w ciągu najbliższych czterech lat. Według socjologów sięganie przez Polaków po droższe trunki bezapelacyjnie pokazuje wzrost statusu społeczno-ekonomicznego. Hymmm… ciekawe.
Oczywiście, trudno smucić się mniejszą konsumpcją jakiegokolwiek alkoholu, ale jednak być może warto odnotować, że Polacy zamieniają wódkę na whisky akurat w czasie, kiedy polskie wódki robią prawdziwą furorę na świecie. Na szczęście jednak w innych obszarach kulinarnych odkrywamy na nowo tradycyjne polskie smaki, także takie, które dla wielu mogą być zaskoczeniem. Polska kuchnia to bowiem nie tylko bigos i schabowy, ale wiele innych, ciekawych dań pachnących, jak przed wiekami: wędzoną gruszką, szafranem, cynamonem i goździkami. Do łask wraca burak, kasza, a wśród mięs dziczyzna i ptactwo. Dużo wcześniej swój renesans przeżyły kaszanka i salceson.
Czas więc zrehabilitować również kuchnię wielkopolską, która różni się nieco od tej ogólnopolskiej. Od XIX w. na naszych ziemiach dominują potrawy z ziemniaka pod różnymi postaciami, jak chociażby placków ziemniaczanych, zwanych u nas plendzami, (podawane koniecznie ze śmietaną i cukrem lub innymi dodatkami), pyr z gzikiem czy szagówek, czyli lokalnej odmiany kopytek. Na salony wraca również kaczka podana z pyzami i modrą kapustą, dostępna już niemal w każdej szanującej się restauracji. Oczywiście trzeba zastrzec, że pyzy wielkopolskie, to piękne, wielkie, biało- kremowe, lekkie, bo puchowe danie z mąki pszennej gotowane na parze, a nie ciężkie, szarobure kulki, jak te podawana w Warszawie.
Jako smakosza i polityka cieszy mnie prawdziwy wysyp w naszym kraju restauracji oferujących polską kuchnię. Po latach mody na kuchnię francuską, włoską, chińską i doraźnego zapychania się ulicznym, niezdrowym jedzeniem, coraz chętniej udajemy się na obiady oferujące dania z naszego podwórka, a w pośpiechu głód zaspokajamy pierogami, albo naleśnikami w wyrastających, jak grzyby po deszczu pierogarniach i naleśnikarniach. To pomysł na drugie życie dla wielu barów bistro, wcześniej oferujących paletę nieskomplikowanych potraw, teraz kwitnących dzięki tym prostym, ale jakże smacznym daniom.
Być może już niedługo wakacje w innym niż rodzimy regionie Polski zaczną się również kojarzyć z przygodą kulinarną. Jadąc w góry będziemy się delektować nie tylko pokątnie kupioną śliwowicą, ale i niesamowitą kiełbasą lisiecką, wytwarzaną z najprawdziwszej szynki, na Mazurach pysznymi rybami z tamtejszych jezior, a Śląsk będzie nam się kojarzył z kołoczem, czyli ciastem drożdżowym z różnymi rodzajami nadzienia.
Polska kuchnia regionalna przeżywa swój renesans, ale najlepsze wciąż dopiero przed nią. Kwaśnica, kartacze, kindziuk, sękacz, żyntyca, bomboki – to specjały, które powoli przedostają się do powszechnej świadomości i zajmują miejsca w kartach dań w coraz większej liczbie restauracji. Wraca moda na tradycyjne dania, ale nasi kucharze również chętnie eksperymentują z nowymi potrawami. Z tego wszystkiego cieszymy się my, smakosze, mogący zjeść zdrowo i smacznie. Polska odkrywa swoją kuchnię na nowo, nie bez zdziwienia zauważając, że jest różnorodna i bogata. Tak więc przed najbliższym wyjazdem „w Polskę” spróbujmy się dowiedzieć czego koniecznie powinniśmy spróbować w miejscu, gdzie się zatrzymamy. A potem chwalmy, chwalmy naszą kuchnię także daleko za naszymi granicami. Smacznego i pozdrawiam.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP