Jeśli czytają państwo te słowa, to oznacza dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, przetrwali państwo kolejny koniec świata, tym razem przewidziany przez Majów. Cóż, przetrwać zagładę, to byłoby coś, gdyby nie była ona już którąś z kolei. Ale co tam, zawsze to coś. Czyli dalej będziemy pracować, wstawać rano, uczyć się, chodzić do dentysty, chwalić lub ganić rządzących…
Po drugie, przetrwali państwo nie tylko koniec świata, ale i święta Bożego Narodzenia, i nie chodzi mi teraz o wymiar religijny, ale ten przyziemski, czyli ucztowanie, pojadanie i podjadanie, popijanie… A to rzecz niebagatelna, znacznie donioślejsza niż kolejny koniec świata. Jak co roku bowiem ostre dyżury w szpitalach w całym kraju przyjmowały pacjentów z rozmaitymi dolegliwościami żołądkowo-jelitowymi, którym po kulinarnej rozpuście nie pomogła herbatka z rumianku lub mięty.
To wszystko dobrze rokuje na przyszłość. Przetrwaliśmy już bowiem tyle, że jest niemała szansa, iż przetrwamy i cały najbliższy rok. Mówiąc już bardziej poważnie wiemy, że nie będzie on łatwy, zwłaszcza pod względem gospodarczym, ale wszyscy mamy nadzieję, że przynajmniej będzie przełomowy i pod jego koniec dostrzeżemy światełko w długim i krętym tunelu spowolnienia gospodarczego. Póki co, czeka nas zmaganie się ze skutkami kryzysu w strefie euro, na które żadne z państw naszego regionu nie jest odporne. Optymizmem nie napawają dane o spadku produkcji przemysłowej za II. kw. 2012 r., gorsze wyniki sprzedaży detalicznej, czy dane o produkcji samochodów. Mimo to wciąż wykazujemy dużą odporność na wydarzenia z zewnątrz, a nasz sektor bankowy pozytywnie zaskakuje swoją stabilnością. Te dwie rzeczy mogą być istotnym przyczynkiem do przyśpieszenia gospodarczego, kiedy już europejska gospodarka wyjedzie na prostą. Zanim jednak to się stanie z uwagą musimy śledzić rozwój wypadków, gotowi do interweniowania tam, gdzie jest to możliwe.
Są więc powody do optymizmu, ale.. i do pesymizmu. Nie liczę bowiem na przełom w debacie politycznej, która zamiast skupiać się na gospodarce i celach społecznych, pewnie nadal wędrować będzie w kierunku Smoleńska, ilekroć PiS uzna to za opłacalne dla swoich bieżących interesów. Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza i Adama Hofmana nic już nie przekona, że białe jest białe, a czarne jest czarne i dalej będą przekonywać, że 10 kwietnia 2010 r. to nie mgła i ludzkie błędy były przyczynami katastrofy, lecz spisek, bomba i inne fantasmagorie, których nie sposób jeszcze przewidzieć, a państwu polskiemu wypowiedziano wojnę. Czasami prezes Kaczyński przesłoni manie smoleńskie jakąś doraźną akcją mająca nas przekonać, że interesuje się gospodarką czy służbą zdrowia, ale to stanowić będzie zaledwie kwiatek do kożucha kolejnych niezdrowych teorii. Niewątpliwie kosztować to będzie nas wszystkich sporo nerwów i energii.
Z dobrych rzeczy – jest coraz bardziej prawdopodobne, że po latach wzrostów, czeka nas wreszcie i rajd spadków cen, na przykład gazu, czy paliw. Już teraz cena benzyny jest taka jak przed rokiem, a są i tacy, co prognozują, że dzięki umacnianiu złotówki i słabemu popytowi, być może niedługo nie tylko będziemy podróżować taniej, ale spadną też ceny produktów i usług związanych z transportem. Życiowe doświadczenie podpowiada mi, że z tym może być jednak różnie.
Podsumowując, czeka nas pełen wyzwań, ale być może, i oby, rok przełomowy. Wszystkim nam chciałbym, więc życzyć, abyśmy mieli więcej radości niż trosk, więcej dochodów niż wydatków, więcej powodów do dumy niż wstydu. Jesteśmy wspaniałym, silnym narodem, który sukcesy zawsze zawdzięczał swojej ciężkiej pracy. Dlatego chciałbym, żeby następny rok był czasem zasypywania podziałów, a nie ich pogłębiania. Jeśli zrozumiemy, że w jedności siła, żadna apokalipsa nam już nie będzie straszna. Szczęśliwej 13-tki życzę.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl