Podobno jest już w Polsce, tylko chowa się gdzieś głęboko. Nie lubi rozgłosu, bowiem wie, że mimo wielu lat rozwoju, środowisko nadal jest obce i nieprzyjazne. Podobno nawet raz po raz wychyla głowę, nabiera sił i coraz śmielej marzy o przejęciu należnej jej roli. Są jednak tacy, co twierdzą, że jej istnienie to mit, ściema, jak to by powiedział przedstawiciel dzisiejszej młodzieży. Może gdzieś się dopiero kształtuje, może rodzi, ale za wcześnie, by mówić, że żyje, że jest. A już jej wzrost, siła, wpływy, to tylko bajka wyssana z palca niepoparta żadnymi faktami. Mimo takich opinii, tej siły wielu się boi, wielu chętnie widziałaby ją, jeśli już, to wyłącznie za granicą.
Ci, którzy mieliby do niej rzekomo należeć milczą tajemniczo. Nie chcą być z nią kojarzeni, boją się stygmatyzacji, nieprzyjaznych spojrzeń, złośliwych komentarzy. Politycy wypowiadają się o niej niekiedy ciepło, ale tylko część. „Prawdziwi Polacy”, „prawdziwi patrioci” odnoszą się bowiem do niej, co najmniej z dystansem, część jednak ze zdecydowaną wrogością. O czym mowa? O polskiej klasie średniej. O tej, która powinna być fundamentem siły naszego państwa. O ludziach z aspiracjami, wszelkimi siłami dążącymi do sukcesu. O ludziach, dla których ich życie i zadowolenie ich rodzin jest czymś najcenniejszym. O ludziach, którzy myśląc o sobie i swoich bliskich, nie zapominają jednak także o swojej gminie, o swoim regionie, o swoim kraju. O tych, którzy nie oczekują, aż im państwo cokolwiek da, tylko z powodzeniem biorą sprawy w swoje ręce. Mowa o tych, którzy… sobie radzą!
Pracują po kilkanaście godzin dziennie, sporo inwestują w edukację – i swoją, i swoich najbliższych. Chcą mieszkać w dobrej dzielnicy i jeździć dobrym samochodem. Pytają – czy to grzech? W Polsce tak, bo po PRL-u przejęliśmy głęboką nieufność do grupy, która nie mieści się w tradycyjnym podziale Marksa na proletariat i burżuazję, która swoją pracowitością i determinacją odstaje od reszty społeczeństwa, która uważa, że może i że chce żyć godnie. Ich grzechem głównym ma być konsumpcjonizm, choć przecież to dzięki temu są tak cenni dla każdej gospodarki. Za PRL-u nazywani wrogami ustroju, dziś określani są często mianem lemingów. Wtedy systemowo niszczeni, dziś są traktowani pogardliwie.
Hyyymmm… zastanawiające, jak wiele komunistycznych straszaków przejęła polska prawica, szczególnie Prawo i Sprawiedliwość. Właśnie to ludzie prawicy ukuli pojęcie leminga – zwierzątka posądzanego o tendencje samobójcze – i przydała mu cechy przedstawiciela klasy średniej. Za co go tak nie lubią? Głównie za rzekomy brak umiejętności krytycznego i samodzielnego myślenia, za zbytnią przyziemność i płytki materializm. Przede wszystkim jednak za to, że w swojej bezmyślności dwa razy oddał władzę w ręce PO, miast jedynie słusznej partii i jej prezesa. Wyciągane jest też inne ciężkie działo – brak patriotyzmu. Bo patriota nie pracuje przecież od rana do nocy na własny sukces bezczynnie przyglądając się jednocześnie na przykład prześladowaniom ojca Rydzyka. Patriota też zawsze zjawi się na wezwanie na Krakowskim Przedmieściu, a 10 kwietnia i bez wezwania. Patriota też bacznie obserwuje, co i gdzie się dzieje, by być gotowym do szybkiej i bezpośredniej reakcji w razie sytuacji, kiedy uzna, że krzywda dzieje się innym patriotom, na przykład kibolom. Patriota wreszcie nie może głosować inaczej niż na PiS. Lemingi więc, to nie patrioci.
Lekarze, prawnicy, drobni przedsiębiorcy, pracownicy korporacji, przedstawiciele wolnych zawodów, urzędnicy, pracownicy naukowi, wysoko wykwalifikowani nauczyciele… To z tych ludzi składa się polska klasa średnia. Wszystkim im więc już nie raz oberwało się od prawicy. Wydaje się, że nawet PRL nie był w stosunku do grup o podobnej specyfice tak bezwzględny. Sławił kult stachanowca, człowieka potrafiącego więcej, pracującego ciężej niż inni, choć bez specjalnych roszczeń finansowych. I o to chodziło. A leming? Leming się ceni, dba by rodzinie niczego nie zabrakło, a że ma na głowie jakiś kredyt, to kurs obcej waluty bardzo go interesuje. To sprawa dla niego ważniejsza, niż kolejne teorie Antoniego Macierewicza. W rozwiniętym, zdrowym państwie klasa średnia to podpora społeczeństwa, motor rozwoju, dobro narodowe… W Polsce cel ataków, pośmiewisko, wyszydzany klan…
Pracowitość i zaradność to główne cechy polskiego leminga. Nie chce on zbawiać świata, nie zatraca się w ideologicznych mirażach, średnio interesuje się polityką, ale jeśli już, to i tak do prowadzenia wojen ideologicznych i światopoglądowych się nie nadaje. Leming to symbol pracowitości, nie potrafi więc trwonić czasu na aktywność, która nie buduje rozwoju. Na co dzień twardo stąpa po ziemi. I za to właśnie jest wyszydzany, nazywany cwaniakiem i kombinatorem. Polska klasa średnia płaci duże podatki, ciężko pracuje i sporo konsumuje, mimo to wciąż musi udowadniać swoją przydatność. Etos pracy bowiem, pozytywizm, zajmowanie się sobą i swoimi bliskimi, u części polskiego społeczeństwa, zwłaszcza w klasie „prawdziwych Polaków” i „jedynych patriotów”, to coś małego i niegodnego. Sukces natomiast to coś wstrętnego, chyba, że chodzi o zwycięstwo ich kiboli nad innymi kibolami.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP