Kosmos. Gdzie jest początek, a gdzie koniec w kosmosie? Czy są granice czegoś, co w codziennym pojmowaniu nazywamy czymś „przed”, czymś „po” albo „za”? A jeśli są, to w jaki sposób zakreśla się je w tej nieogarniętej ludzkim umysłem przeogromnej czasoprzestrzeni?… Tak, kosmos to wolność przyszłości dzisiaj bowiem zamknięta jest jeszcze w ludzką niemoc.
Internet. Gdy myślę o kosmosie, to w pewnym sensie kojarzy mi się on z bezgranicznym Internetem. Tenże bowiem w dzisiejszych czasach daje bezkresne przestworza ogromnych możliwości a więc i wolności. Niestety, tylko wtedy, kiedy nie jest ograniczany ludzką regulacją. Tu jednak podobieństwa się urywają. Bardzo łatwo bowiem określić, ba nawet zatrzasnąć drzwi granic w internetowej przestrzeni. Podobnie jest i z innymi wolnościami w eterze, jeśli dotarł tam człowiek.
Eter. Od dziesiątek lat emitujemy fale niosące kiedyś na przykład dźwięk, potem obraz, teraz dane, za chwilę może i zapachy… Dzisiaj już niemalże nie ma granic dla swobodnej emisji w eterze wszystkiego, co byśmy chcieli przekazać innym. Już nie tylko telefonia, radio, czy telewizja, ale przede wszystkim wszechobecny Internet, otwierają nam ciągle nowe możliwości. To wspaniałe, ponieważ daje, być może pierwszy raz w historii ludzkości, szansę na bycie wszystkich ze wszystkimi, równość wszystkich wobec wszystkich oraz posiadanie wszystkiego przez wszystkich. Istny fundament nowej Megakomuny.
Internet oraz inne rozwiązania techniczne dzisiaj, to przede wszystkim dostęp do wszelkich zasobów świata oraz wymiana informacji. A jeśli tak, to mamy do czynienia z największym w ziemskiej przygodzie ludzkości źródłem wiedzy, fantastyczną podstawą rozwoju oświaty, badań i nauki. Ta Eterautostrada, to także kultura, sztuka, a dla miliardów ludzi narzędzie codziennej komunikacji. W końcu niewidzialny świat, który nas otacza i żyje swoimi prawami, to także przeogromny rynek handlu, usług i rozrywki dający także pracę.
Tak, żyjemy w podwójnym świecie, tym realnym i tym wirtualnym niemalże już jednocześnie. Powinny one jednak ze sobą współistnieć, tworzyć symbiozę i wartość dodaną dla ludzkości, a nie wzajemnie się zwalczać i ograniczać. Jest jednak inaczej. Niestety, tu, w przeciwieństwie do kosmosu, granice zakreśla człowiek i to nie tylko swoją naturalną niemocą, ale przede wszystkim własnym interesem, a niekiedy zwykłą chciwością.
W świecie internetu, dobrym tego przykładem ostatnio była słynna umowa ACTA. W świecie telefonii natomiast, do niedawna w Unii Europejskiej, lecz nadal wszędzie poza nią, jest roaming na rozmowy telefoniczne i przekaz danych. W świecie natomiast sygnału TV dobrym przykładem, który dręczy miliony, także Polaków poza granicami swojego kraju, jest sygnał telewizji satelitarnej…
Właściciele praw do emisji sygnału TV, tam „gdzieś ponad nami”, tam „gdzieś obok nas”, „tam gdzieś w ciszy gabinetów”, dzielą świat na obszary. Dzielą rynek eteru na strefy wpływów, rysują niewidzialne dla wszystkich, ale odczuwalne dla naszych kieszeni granice. „Tego tu nie damy”, a to „tam puścimy”, „tu to będzie kosztowało tyle, a tam tyle”, „kto zapłaci ten dostanie”… Można by rzecz, że i święta racja. Wszak „darmowych obiadów nie ma” i za wszystko należy zapłacić. Dobrze, ale mamy także i takie sytuacje, w których nawet, jeśli się zapłaci, to i tak okazuje się, że swojego prawa można i owszem, „tu” skorzystać, ale „tam” już nie!
Dzisiejszy świat, to świat ludzi mobilnych. Gdzie indziej się rodzimy, gdzie indziej uczymy, jeszcze gdzie indziej mieszkamy, a gdzie indziej pracujemy. Dziesiątki milionów ludzi w Europie tak żyje, w tym wielu Polaków. Nabycie karty dekodera telewizji kodowanej cyfrowo okazuje się, że „związuje” człowieka na sztywno z miejscem zakupu, a dokładanie w zasadzie z danym krajem. Klient płaci, ale jeśli wyjeżdża za granicę traci, i pieniądze i prawa, które nabył. Nie wolno bowiem, w myśl zapisów większości firm operatorów telewizyjnego przekazu cyfrowego, używać zakupionej karty dekodera w innym państwie, nawet jeśli to państwo jest członkiem Unii Europejskiej. No, to ja się pytam: a gdzie jest swoboda przepływu osób, a gdzie jest swoboda przepływu usług?!…
Przykład ten pokazuje, że ludzkości daleko jeszcze do globalnej Megakomuny, choćby w eterze, a cóż dopiero w realnym życiu (tu, to i dobrze!). Ale przecież ten stan równego dostępu wszystkich do wszystkiego, jeśli już nie na całym świecie, to przynajmniej w Unii Europejskiej mamy ustanowiony. Głoszą o tym powyższe oraz pozostałe zasady będące fundamentem jednolitego rynku. Mimo to ktoś, kto nabędzie kartę dekodera satelitarnej TV w jednym kraju, np. w Polsce, w zasadzie nie może jej używać w innym kraju, np. w Anglii.
Sprawa oczywiście, jak zawsze dotyczy pieniędzy. Firmy sprzedają daną produkcję podlegającą usłudze emisji, czy reemisji, na dany rynek i nie chcą, by ta usługa trafiała na inny. Często z tą usługą wiążą się zresztą także prawa autorskie, które podlegają szczególnej ochronie oraz reglamentacji. Za każdy więc taki rynek – w zasadzie kraj – firmy chcą otrzymać kolejne wynagrodzenie. Muszą bowiem pokrywać swoje koszty, reinwestować, rozwijać się i mieć godziwy zysk. To zrozumiałe. Jest jednak jedno ale… (no, może dwa). Po pierwsze, co innego nieograniczone prawo do upubliczniania sygnału, a więc emisji i reemisji. No chodzi na przykład o dalsze przekazywanie sygnału, fonii czy wizji, a szczególnie odpłatnie, czyli zarabiając na tym. Po drugie, stosowane ograniczenia dotyczą także indywidualnych odbiorców, którzy nie dokonują upublicznienia zakupionego sygnału, lecz wykorzystują go jedynie dla własnych prywatnych potrzeb, za co zresztą już raz zapłacili.
Miliony więc Europejczyków, a w tym również setki tysięcy Polaków, którzy wywieźli ze swojego kraju zestawy satelitarne, są poszkodowani, bo zapłacili ale nie mają prawa korzystać ze swoich kart dekodujących sygnał TV. Cóż, w takiej sytuacji myślę, że sprawa dojrzała to tego, aby zająć się nią w Parlamencie Europejskim. Przyjrzeć się jej winna również Komisja Europejska oraz polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Cóż, wolność w Kosmosie Internetu, swoboda w Eterprzstrzeni…, era Megakomuny mi się marzy. Tworzenie tej unijnej sfery wonności, to zadanie, moim zdaniem, między innymi dla polityków działających ponad państwowo, w europejskiej Wspólnocie.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego