Skandal! Skandal! Skandal!… Miało być tak pięknie, a jest tak, jak zawsze. Zamiast długo wyczekiwanego zwycięstwa, kolejna klęska. Koszmar! I jak teraz prezes PiS-u ma wytłumaczyć elektoratowi, że znowu wygrała ta straszna Platforma?! I to na dodatek na czele z premier Ewą Kopacz, która jest przecież jeden, dwa, a może i trzy poziomy niżej niż Wszechwiedzący i Wszystkorozstrzygający Jarosława Kaczyński?! To się w głowie nie mieści!
Wyjazd Tuska do Brukseli miał oznaczać koniec rządów Platformy w Polsce. A początkiem tego końca miały być sromotnie przegrane przez partie kolacji wybory samorządowe. Tak się jednak nie stało i kolejna klęskę trzeba było natychmiast jakoś uzasadnić, jakoś wytłumaczyć, na kogoś zwalić. W tej sprawie nie chodzi oczywiście o to, kto będzie rządzić w miastach, powiatach i województwach. To dla prezesa PiS nie ma dzisiaj najmniejszego znaczenia. Teraz walka toczy się już o to, w jaki sposób uzasadnić coraz bardziej prawdopodobną klęskę opozycji w przyszłorocznych wyborach prezydenckich a potem parlamentarnych. Konieczna jest ucieczka do przodu.
Jest tylko jeden problem. Niestety, Jarosław Kaczyński nie będzie mógł po raz n-ty powtórzyć jak mantrę „To wszystko wina Tuska!”. A przecież na niego samego, Jaśnie panującego Prezesa, nie może paść nawet cień podejrzenia o odpowiedzialność za przegrane wybory. To przecież nie jego wina, że nie ma programu, pomysłów i propozycji, które mogłyby zachęcić wyborców do oddania głosu na PiS. Winny musi być ktoś inny i…. jest!
„Wybory zostały sfałszowane!”. Oto nowy sposób Kaczyńskiego na wytłumaczenie swojej nieudolności politycznej. Dowodów oczywiście nie ma, ale one nie są jemu do niczego potrzebne. Wystarczą insynuacje, spekulacje, niedomówienia i pomówienia. Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą. I nie wystarczy powtarzać to kłamstwo na konferencjach prasowych. Trzeba stanąć na mównicy Sejmowej i stamtąd z pełną odpowiedzialnością powiedzieć: „Sfałszowaliście wybory!”. Tyle, że nawet to może nie wystarczyć. Potrzeba czegoś więcej, bo gra toczy się o wielką stawkę.
Insynuacje muszą zostać umiędzynarodowione. Do walki z Platformą trzeba wykorzystać wszystkie możliwe środki, a zatem również fora międzynarodowe, choćby Parlament Europejski. I nieważne, że przy tym łamie się powszechnie przyjęte standardy, zgodnie z którymi unika się przenoszenia wewnętrznych sporów politycznych na poziom międzynarodowy. To nie ma znaczenia dla PiS-u, która na potrzeby doraźnej walki politycznej porównuje nasz kraj do reżimu Łukaszenki na Białorusi. I to w tym samym momencie, gdy europejska prasa pisze w samych superlatywach o sukcesach, jakie wolna i demokratyczna Polska odniosła w ostatnich 25-u latach.
Czy ktoś może mieć jeszcze dzisiaj jakiekolwiek wątpliwości, co do strategii politycznej, jaką wybrał Jarosław Kaczyński? Dla niego wynik demokratycznych wyborów nie ma żadnego znaczenia. Liczy się wyłącznie interpretacja wyniku wyborów, a tę można kształtować, powtarzając kłamstwa i insynuacje. Oczywiście to o wiele trudniejsze niż ogłaszanie wszem i wobec „To wszystko wina Tuska!”. Ale i tak łatwiejsze niż przygotowanie sensownego programu wyborczego i prowadzenie uczciwej kampanii.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego