Maria Skłodowska - Curie “Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć.”

Ignacy Paderewski “Droga do sukcesu pełna jest kobiet popychających swych mężów.”

Autobiografia

Redaktor admin on 31 Sierpień, 2015 dostępny w Prace Senatu. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia odpowiedzi.

Socjalizm.

Rewizja. Znaczenie tego słowa poznałem już w dzieciństwie. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego umundurowani milicjanci i oficerowie w ciemnych garniturach, mogą w każdej chwili bezkarnie przewracać całe nasze mieszkanie „do góry nogami”. Wiele lat później, nauczyciel w szkole podczas lekcji wychowania obywatelskiego ryknął na mnie: „Szejnfeld! Czy tobie ustrój się nie podoba?!”. Bez żadnych złych intencji starałem się tylko przekonywać, że w USA nie jest tak źle, jak twierdziły w Polsce „oficjalne czynniki”. Gdy wyszedłem z lekcji, zastanowiłem się nad zachowaniem nauczyciela. Przypomniałem sobie milicyjne rewizje w rodzinnym domu i ciepło pomyślałem o Ameryce. Nagle… olśniło mnie. Tak! Ustrój peerelu mi się nie podobał!

Działalność.

„Adam wyszedł pewnego wieczoru na zebranie Solidarności i… nigdy już nie wrócił” – tak określił początki mojej działalności jeden z moich przyjaciół. Dużo chyba nie przesadził. Trzydzieści pięć lat temu faktycznie bowiem podekscytowany chodziłem na zebrania, a z jednego z nich wróciłem już, jako przewodniczący NSZZ „Solidarność”. Pozytywne emocje, chęć pracy i działania, a zarazem zupełna bezradność i niewiedza ludzi, spowodowały, że postanowiłem się w to wszystko włączyć i pomóc. Zebrania, narady, wyjazdy, nowe pomysły zaczęły mnie wciągać, zabierać każdą wolną chwilę, aż się stało – bez pracy, bez działania, bez aktywności na „pełny gwizdek” nie potrafiłem już żyć.

Tworzyłem „Solidarność”. Założyłem ją w kilkunastu firmach. Budowaliśmy nie tylko związek zawodowy, tworzyliśmy przede wszystkim ruch obywatelskiej niezgody, pierwszy masowy ruch społeczny obejmujący wszystkich – i młodych i starych, i wykształconych i tych, którym tytuły naukowe nie były dane, ludzi z miast i ze wsi, partyjnych i bezpartyjnych… Dziesięć milionów ludzi, którym rok późnej władza wypowiedziała wojnę. Zostałem członkiem Prezydium Zarządu Regionu Województwa Pilskiego NSZZ „Solidarność”. Po „wypadkach bydgoskich” wszedłem w skład Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Pile. Zabarykadowaliśmy się w ZNTK i… czekaliśmy. Mówiono, że wyślą na nas czołgi.

Wojna przeciw Narodowi.

Stan wojenny zastał mnie już w areszcie. Dzień wcześniej leżałem w łóżku z zapaleniem oskrzeli. Mimo to, 12 grudnia 1981 roku zostałem aresztowany. Trafiłem na komisariat MO w Chodzieży. Następnego dnia, po nocy spędzonej na pryczy, skuto mnie w kajdanki i wsadzono do „dużego fiata”. Pod uzbrojoną, czteroosobową eskortą trafiłem do więzienia we Wronkach. „Nawoływał do obalenia przemocą ustroju PRL” – brzmiała decyzja internowania. Po ogłoszonej głodówce i podjętych protestach, w styczniu wszystkich wpakowano w „milicyjne budy”. Tym razem przewieziono nas do więzienia w Gębarzewie. Rozpoczął się kolejny etap budowania świadomości. Etap, który udowodnił, że największym dobrem jest WOLNOŚĆ! Wolność jednostki, wolność Narodu, wolność Państwa. Wolność i suwerenność stały się więc celem, do którego dążyłem z milionami innych Polaków. Po wyjściu za mury, po pół roku życia za kratami, rozpoczął się kolejny okres walki, a nie życia w zaciszu domowych pieleszy. Zaczął się czas podziemnej „Solidarności”. Ulotki, książki drugiego obiegu, zbiórki pieniędzy, esbeckie rewizje, ucieczki, sztuka chowania…. Nowa szkoła dorosłego życia w peerelu. W przerwach między pracą, a wykupywaniem mięsa na kartki budowało się Państwo Podziemne. Kolejne w naszej historii. Państwo to, jak to w życiu bywa, rodziło bohaterów, ale też i niekoniecznie herosów. Po prostu ludzi przyzwoitych, całkowicie oddanych sprawie. Rodziło też zwykłych gnojków. Dziś wielu ludzi z tamtych lat już nie ma. Jedni wyjechali za granicę, bohaterowie nie żyją, a o gnojkach wszyscy zapomnieli w pogoni za potrzebami życia. Nieliczna reszta, w tym i ja, zajęła się budowaniem demokratycznej, nowej Polski.

Samorząd.

Zmierzch komuny, okrągły stół, nadzieja… W końcu lat osiemdziesiątych włączyłem się w tworzenie ruchu Komitetów Obywatelskich „Solidarność”. Wiatr z Zachodu wiał jak diabli i zmieniał bieg historii. Pierwsze demokratyczne wybory do Senatu, namiastka wolnych wyborów do Sejmu… Tadeusz Mazowiecki premierem! Chciało się żyć!!! Bo życie nie szło na marne! I kolejny piękny rok – rok 1990. Wybory do samorządnych gmin, budowanie państwa demokratycznego, tworzenie społeczeństwa obywatelskiego… Zostałem burmistrzem. I znów zapomniałem o wszystkim. Drogi i wodociągi, oczyszczalnie i wysypiska, szkoły i boiska – to stało się celem kolejnego etapu mojego życia. Gonić Zachód, dawać ludziom normalność, a nie bajkę z widokówek przesyłanych przez krewnych z Niemiec. Normalność budowaną tu, w Polsce. To było wyzwanie!

Wiejska.

Ciągnęło mnie jednak do biznesu. Pierwszych swoich sił próbowałem już w latach siedemdziesiątych, i to z sukcesem, potem osiemdziesiątych. Teraz znów mnie kręciło. Uznałem, że wypełniłem już moje publiczne wyzwanie, spełniłem obywatelski obowiązek. Czas zarabiać na własne życie i kształcenie swoich dzieci. No, ale cóż… Trudy przemian, zniecierpliwienie, społeczne rozczarowanie obudziło w Polsce czerwonego pająka. Przegraliśmy wybory samorządowe, potem parlamentarne. Lewica się odradzała. Znów więc przyszedł czas na walkę, a nie pracę na swoim. Odbić stracone pozycje, odebrać władzę, tym, co na nią nie zasłużyli, wrócić i zacząć zmieniać wszystko już nie od dołu, ale tym razem od góry! Dokonać decentralizacji władzy i finansów, dać impuls prorozwojowy gospodarce i połączyć się z Europą Zachodnią. Celem stało się NATO, Unia Europejska i przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi. Tak wyglądała strategia bezpieczeństwa i społecznego dobrobytu na przyszłość. Nie pierwszy raz zarzuciłem prywatne plany. Zostałem posłem. I nic się nie skończyło, i nic się nie zmieniło, i wszystko rozpoczęło się od nowa. Rozwój, ekonomia, gospodarka, przedsiębiorczość, lepsze prawo… Zebrania, posiedzenia, narady, wyjazdy. Zostałem wiceministrem gospodarki. Potem były kolejne wybory i kolejne. Teraz jestem europosłem. I nadal mam życie na walizkach, i nadal żyję z myślą nie o sobie, ale o innych. Tak u mnie było, tak jest, i tak… już chyba zostanie.

Adam Szejnfeld

****

Adam Szejnfeld – prawnik, były działacz ,,Solidarności”, więziony we Wronkach i w Gębarzewie, współorganizator Komitetów Obywatelskich „Solidarność”. Przedsiębiorca, samorządowiec – radny i burmistrz, wiceprezes Stowarzyszenia Wielkopolski Ośrodek Kształcenia i Studiów Samorządowych w Poznaniu, potem poseł na Sejm RP pięciu kadencji, przewodniczący m.in. sejmowych Komisji Gospodarki i Skarbu Państwa. Wiceminister Gospodarki, szef rządowego Komitetu Antykryzysowego. Autor prorozwojowych ustaw „Pakietu Szejnfelda”, największego w ostatnich latach pakietu deregulującego polskie prawo administracyjne i gospodarcze. Najbardziej znane rozwiązania Pakietu, to zamiana kultury zaświadczeń na kulturę oświadczeń oraz wprowadzenie domniemania uczciwości podatnika. Obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego, członek trzech komisji: Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów (IMCO), Handlu Międzynarodowego (INTA) oraz Rozwoju (DEVE). Felietonista publikujący w prasie drukowanej oraz na portalach internetowych. Wielokrotny laureat konkursu wielkopolskich dziennikarzy „Człowiek Roku”. Najlepszy poseł wg. dziennika „Puls Biznesu”, jeden z dziesięciu najlepszych polityków w Polsce wg. Tygodnika Polityka, laureat nagrody „Bona Lex” Gazety Prawnej.

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)