Dom do góry nogami? Hym… Jest taki na Kaszubach. Czego to ludzie nie wymyślą, żeby przyciągnąć turystów. Budynek postawiony na dachu, do którego wchodzi się przez okno szczytowe i następnie spaceruje po suficie. Wyposażenie domu – stół, krzesła czy sedes – przymocowane do sufitu wprawi w zdumienie każdego odwiedzającego. Chwila spędzona w takim miejscu podobno na długo zapada w pamięć. Lepiej jednak nie przedłużać tej wizyty, bo można się narazić na zawroty głowy. Co jednak zrobić wówczas, gdy świat postawiony na głowie przestaje być atrakcją turystyczną, a staje się codziennością, z którą trzeba zmagać się każdego dnia…?
Taki właśnie świat do góry nogami, gdzie nic nie jest na swoim miejscu, funduje nam dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość. Nie ma dnia, żeby nie docierały do nas informacje o kolejnych przejawach „dobrej zmiany” w naszym kraju. 26-letni rzecznik i szef gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza, bez wyższego wykształcenia i kursu dla członków rad nadzorczych, człowiek z doświadczeniem nabytym w podwarszawskiej aptece, zostaje członkiem rady nadzorczej największej i najbardziej strategicznej dla bezpieczeństwa całego kraju spółki. W Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Za długą współpracę, lojalność i oddanie – jak zostało wyjaśnione. Nie jedyny to przypadek zatrudnienia w strategicznej spółce osób, które opuściły kuźnię kadr chyba już najbardziej znanej apteki w Polsce. Wygląda na to, że hasła walki z zaciekle krytykowanym domniemanym kolesiostwem i nepotyzmem u poprzedników, były w PiS dobre, ale jedynie na czas kampanii wyborczej. Hasło „Teraz K***a My” brzmi obecnie donośniej niż w którymkolwiek momencie po ’89 roku. Trzeba obsadzić swoich ludzi gdzie tylko się da, bez względu na ich wykształcenie, doświadczenie, kompetencje czy predyspozycje. Przy okazji należy wyrzucić tych, którzy blokują cenne stanowiska. Od szefów stadnin koni po dyrektora Instytut Adama Mickiewicza….
Przykłady podwójnej moralności obecnie rządzących można mnożyć w nieskończoność. Od 2007 roku, czyli od momentu kiedy PiS znalazł się w opozycji, partia Jarosława Kaczyńskiego domagała się wprowadzenia tzw. pakietu demokratycznego rozszerzającego uprawnienia opozycji parlamentarnej. Wśród nich miała znaleźć się między innymi możliwość zabierania głosu bez ograniczeń czasowych i poza kolejnością przez liderów opozycji lub szefów klubów, czy też przeznaczenie jednego punktu w porządku obrad dla opozycji. A jak wygląda „dobra zmiana” w Sejmie po wygranej PiS? Kilka tysięcy złotych kary dla posła PO za przekroczenie czasu wystąpienia na mównicy. W pseudo-debacie podsumowującej osiem lat rządów PO-PSL, politycy PiS oskarżali poprzedników przez 10 godzin, ale swoim adwersarzom na obronę dali 50 minut. Przerywanie wypowiedzi, odbieranie głosu, czy nocne obrady to już oczywiście norma. Nie ma też żadnych zmian regulaminu na rzecz zwiększenia wolności wypowiedzi i pluralizmu parlamentarnego! Tak oto wygląda „pakiet demokratyczny” PiS po objęciu przez tę partię rządów w Polsce i tak wygląda realizacja własnych postulatów i własnych obietnic. Przyznać trzeba, że trudno o bardziej jaskrawy przykład wyborczej manipulacji i partyjnego zakłamania!
Całymi latami politycy PiS pluli na władzę w Polsce za granicą. Wielokrotnie w Brukseli, także w Berlinie, Londynie, czy w Chicago, ale według nich zawsze było to ujmowanie się za narodowymi interesami, a nie „pranie brudów” poza domem. Gdy teraz Unia Europejska ujmuje się w rezolucji Parlamentu Europejskiego za demokracją i praworządnością w Polsce politycy PiS bez skrupułów oskarżają eurodeputowanych PO o zdradę interesów narodowych. „O polskich sprawach dyskutuje się w Polsce!”, słyszymy. A czy ta zasada nie obowiązywała w 2012 roku, w 2014 roku, w 2015 roku, kiedy PiS podejmował zagraniczne inicjatywy przeciw władzy własnego kraju?! Tak, takiej obłudy, takiej podwójnej moralności nie stosowała nawet pani Aniela Dulska, ba, nie znało jej pewnie też „prawo Kalego”.
Gra pozorów w wykonaniu PiS nie zna żadnych granic. W przenośni i dosłownie. Przedstawiciele rządu, minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak i minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, udali się na przykład do Wielkiej Brytanii po zabójstwie Polaka w angielskim Harlow. Na miejscu panowie oświadczyli, że liczą na zapobieganie przez służby brytyjskie przypadkom ksenofobii. Przypomnieli, że Polacy są grupą, która ciężko pracuje, płaci podatki i zasługuje na ochronę oraz opiekę. I słusznie. Szkoda tylko, że na tak błyskawiczną i widowiskową reakcję polskich władz nie możemy liczyć wtedy, kiedy w naszym kraju dochodzi do przestępstw na tle narodowościowym. Trzeba mieć wyjątkowy tupet, żeby pouczać Brytyjczyków o tolerancji, gdy nad Wisłą, przy bierności władz i coraz głośniejszym łopocie zielonych flag narodowców, cudzoziemiec zaczyna być traktowany jak wróg ojczyzny.
Czego można jednak oczekiwać od ludzi Prawa i Sprawiedliwości, których usta pełne są frazesów o przywracaniu należnego miejsca bohaterom, kiedy na rozkaz A. Macierewicza każda uroczystość rocznicowa z udziałem kompanii honorowej wojska wykorzystywana jest do przysłaniania ich pamięci? W każdym bowiem przypadku odczytywania apelu pamięci, przywołuje się też nazwiska ofiar tragedii smoleńskiej. Ofiar niemających nic wspólnego z danym wydarzeniem. Rocznica Poznańskiego Czerwca, Powstania Warszawskiego czy ostatnio 77. rocznica rozpoczęcia działalności nazistowskiego obozu KL Stutthof. Każda okazja jest wykorzystana do pokazania, kto tu rządzi, kto dzierży władzę, kto będzie decydować o tym, co jest białe, a co jest czarne. Przede wszystkim do zamiany kart historii, z tej dotąd napisanej na tę dopiero obecnie zapisywaną. Jeśli więc Prawo i Sprawiedliwość nie jest w stanie okazać nawet krzty szacunku bohaterom narodowym, na których pamięć tak często się powołuje, to czy ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, że Jarosław Kaczyński i otaczający go ludzie będą się liczyli z przeciętnym Kowalskim?
Cóż, w Polsce nastały czasy obłudy i zakłamania, rządy podwójnej moralności, prawdziwe rządy Dulskich.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego