Piąta rano. Nagle obudziło go gwałtowne pukanie do drzwi. Chwilę zastanawiał się – może to sen, może się przesłyszał. Kto bowiem dobijałby się o takiej porze?! Walenie nasilało się. Trudno, niechętnie zwlókł się z łóżka i ostrożnie podszedł do drzwi.
- Kto tam? – zapytał niepewnie.
- Otwierać! Policja! – ryknął męski głos.
W jednej chwili przebiegło mu przez głowę tysiące myśli. O co chodzi?! Czego chcą?! Otwierać, nie otwierać, uciekać, nie uciekać?! Ale zaraz, zaraz…, przecież nic nie zrobił! To na pewno pomyłka – pomyślał. Uspokojony lekko uchylił drzwi. Mundurowi w maskach na twarzach wtargnęli do środka z takim impetem, jakby chciał stawiać opór. Prawie go przewrócili. Dopiero po chwili jeden w cywilu pokazał mu nakaz rewizji.
- Pańska organizacja utrzymuje się ze środków przekazywanych przez sponsorów zagranicznych. Jest pan podejrzany o działalność na szkodę państwa jako agent zagranicznych służb! – usłyszał.
Niestety, to nie scena z popularnego thrillera politycznego, ale codzienność, z jaką muszą sobie radzić działacze rosyjskich organizacji pozarządowych. Wprowadzone przez Putina prawo o agentach zagranicznych przewiduje, że wszystkie NGO-sy otrzymujące zagraniczne wparcie i angażujące się w szeroko definiowaną „działalność polityczną”, muszą zarejestrować się, jako „organizacje pełniące funkcję agenta zagranicznego”. To nie żart. Szczególnie dotknięte przepisami zostały podmioty działające w zakresie praw obywatelskich, politycznych, społecznych, czy praw człowieka. Z tych powodów na liście „agentów” znalazło się m. in. Stowarzyszenie Memoriał, zasłużona organizacja pozarządowa badająca zbrodnie stalinowskie. Na tym jednak nie koniec. Działalność międzynarodowych NGO-sów może zostać uznana za „niepożądaną”. Co ciekawe, decyduje o tym bez orzeczenia sądu Prokurator Generalny i MSZ Federacji Rosyjskiej.
Czy teraz Polska pójdzie śladami Rosji?… Narodowe Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, w swojej nazwie brzmi niegroźnie. Idea jednak, która się za nią kryje, wydaje się żywcem przeniesiona z systemów państw autorytarnych. Centralne sterowanie organizacjami pozarządowymi oraz wyznaczanie celów i przydzielanie środków na ich realizację… No cóż. To prosta droga do tego, by NGO-sy stały się pasem transmisyjnym władzy. Religia smoleńska, bezwzględna antyaborcja, monopol prawicy na patriotyzm… – takie stanowiska i treści będą zapewne przyjmowane z otwartymi rękami i hojnie nagradzane. A co z walką o prawa kobiet, prawa osób LGBT, a co ze sprawami równości i tolerancji, a co z pomocą rodzinom doświadczającym przemocy? A co z praworządnością, uczciwością, co walką z korupcją po stronie władzy?… Czy znajdą się na przykład pieniądze dla organizacji monitorujących w sposób obiektywny stan demokracji i praworządności? Hym, można się obawiać, iż w przyszłości mogą to być pytania już tylko retoryczne! Ba, za postawienie podobnych, kto wie, czy nie trafi się za kratki!
Przy okazji „brania się” za niezależne społeczeństwo, obuchem w głowę dostali także organizatorzy zgromadzeń publicznych. Ma być bowiem wprowadzony zakaz organizowania zgromadzeń w miejscu i czasie, w którym odbywają się zgromadzenia państwowe i kościelne. Chce się także ustanowić wieloletnie rezerwacje dla zgromadzeń cyklicznych – rejestracja z możliwością zarezerwowania aż na trzy lata do przodu określonego miejsce lub trasy. Czy w praktyce oznaczać to będzie, że na przykład 11 listopada na długie lata będzie świętem zawłaszczonym wyłącznie przez „narodowców”?! Czy każda próba zorganizowania równolegle obchodów w sposób mniej przypominający bójkę na stadionie, a bardziej radość z odzyskania przez Polskę niepodległości, będzie udaremniana? I jeszcze jedno – zgodę na taką demonstrację wydawać ma nie wójt, burmistrz czy prezydent miasta, jak do tej pory, ale… przedstawiciel rządu w województwie. Wojewoda, jak… namiestnik! Czy to jest budowanie demokratycznego państwa społeczeństwa obywatelskiego? Czy to jest wzmacnianie małych ojczyzn polskiego samorządu? Czy to jest rozwój samodzielności obywateli i wspieranie ich reprezentacji?!
Hym… po 27 latach od obalenia komuny w Polsce wydawać by się mogło, że jej czasy bezpowrotnie minęły. Niestety, widać, że historia lubi się powtarzać! Pytanie tylko, czy powtórzy się w pełni?
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego