Dawno, dawno temu, za górami, za lasami był sobie kraj taki, daleko od Itaki, w którym ludzie żyli ze sobą sami. „Chata moja z kraja” mawiali i nikogo innego nie szanowali. Od czasu do czasu sąsiadów podbijali, a ich domy plądrowali. Tak długo siebie za lepszych uznawali, aż wreszcie wrogowie ich najechali i z historii… wymazali.
To mógłby być fragment baśni Hansa Christian Andersena albo jedna z bajek braci Grimm, lecz równie dobrze tak mogłaby zaczynać się historia opisująca losy któregoś z państw w Europie. Nasz kontynent bowiem i dzieje państw narodowych, to niekończąca się opowieść o…. zabijaniu! To stulecia walk o wpływy potężnych europejskich dynastii, imperialne zapędy Austrii, Prus, czy carskiej Rosji. Potem walk komunistów i kapitalistów, aż w kocu bolszewików i faszystów. W międzyczasie odbywało się mnóstwo mniejszych i większych konfliktów maluczkich. Wszystko to skończyło się niewiarygodnym wstrząsem jaki pozostawiła po sobie rzeka krwi I wojny światowej, ale pamięć Europejczyków była dobra, lecz krótka, więc doszło do II wojny światowej. Ludzkość uratował chyba tylko przypadek i czas. Bombę atomową dopracowano bowiem nie na początku wojny, ale pod jej koniec i nie w Europie, ale za oceanem. Gdyby nie to, dzisiaj nie pisałbym tego tekstu, i nie tylko dlatego, że nie byłoby mnie na świecie, ale i dlatego, że nie byłoby dla kogo!
W końcu, po największej tragedii ludzkości, jaką był okres międzywojenny i okrutny czas II wojny światowej, na Starym Kontynencie pojawiło się silne dążenie do utworzenia wspólnoty, która pozwoliłaby zapobiec przyszłym wojnom. Wspólnoty Pokoju! Polsce nie było dane uczestniczyć w tworzeniu tego europejskiego projektu, gdyż po 1945 roku znaleźliśmy się po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny. W okresie zimnej wojny mieszkańcy demoludów i zachodnioeuropejskich demokracji wielokrotnie stawali w obliczu zagrożenia kolejnym konfliktem. Ba, aż do upadku muru berlińskiego nie było pewności, czy jesteśmy w stanie uniknąć kolejnej tragedii. Ale udało się! Od ponad 70 lat, z wyjątkiem wojen w krajach poza Wspólnotą, m.in. w byłej Jugosławii, Europejczycy nie musieli być masowo wcielani do narodowych armii, by walczyć ze sobą na froncie. To, co udało się nam osiągnąć, to bezprecedensowy przykład międzynarodowej współpracy, zrozumienia, tolerancji i otwartości. Chyba pierwszy raz w naszej historii!
Unia stała się wzorem wspaniałego rozwoju i ostoją pokoju. Nie dla wszystkich jest to jednak obecnie tak oczywiste. Poparcie dla UE w niektórych krajach oraz środowiskach spada. Na szczęście w Polsce jest ogromne, choć zaskakuje niewątpliwie postawa ludzi młodych. Z sondaży pochodzących z początku marca wynika, że właśnie młodzi (18-24 lat) są w naszym kraju największymi przeciwnikami Unii Europejskiej. Ba! Aż 26 procent z nich chciałoby Wspólnotę opuścić! To fenomen wzbudzający zdumienie wielu ekspertów w dziedzinie integracji europejskiej, gdyż zwykle to właśnie młodzież była najbardziej proeuropejska. Przyczyn takiego zjawiska możemy upatrywać przede wszystkim w fakcie, że najmłodsi nie pamiętają Polski sprzed wejścia do UE. Nie wiedzą, co to faszyzm, bolszewizm, komunizm…. A dzisiejsze inwestycje ze środków unijnych, swoboda podróżowania, otwarty rynek pracy, możliwość studiowania za granicą, to dla nich „oczywista oczywistość”. Coś co za ich życia zawsze w było. Niczyja więc to zasługa!
Co więcej, czas obecnego młodego pokolenia przypada na okres pokoju w Europie. Nie mają więc tego samego punktu odniesienia co ludzi starsi wiekiem i bardziej doświadczeni złym losem. Nikt im nie zgwałcił matki, nikt nie zabił brata, nikt im nie zesłał do obozu koncentracyjnego ojca. Nie wiedzą co to jest leżeć zimą w okopach i strzelać do innych ludzi, tylko po to, aby to oni nie zastrzeli nas. Wojnę postrzegają przez pryzmat „ustawki” po meczu piłkarskim, albo jako grę komputerową, w której można kupić sobie nowe życie za zdobyte punkty.
Cóż, żyjemy w niezwykle ważnym okresie historii. Z tych powodów przywódcy europejscy, ale i my wszyscy, obywatele Europy, musimy pamiętać o przeszłości, dobrze oceniać osiągnięcia teraźniejszości, ale przede wszystkim… zastanowić się nad naszą wspólną przyszłością! Jest to nie tylko ważne w okresie jubileuszu 60. rocznicy Traktatów Rzymskich. Jeśli chcemy by wojny nie zniszczyły świata, w którym żyjemy, a nasze dzieci dalej z uśmiechem szły przez życie, musimy stanąć po stronie Unii Europejskiej. Musimy opowiedzieć się za Wspólnotą. Musimy być za, a nie przeciw integracji. Musimy też bezwzględnie bronić miejsca naszego kraju w Zjednoczonej Europie! To historyczne zadanie naszego pokolenia!
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego