Polskie aktorki, podobnie zresztą jak ich koleżanki z Hollywood, już od kilku lat mówią jawnie o dyskryminacji kobiet w branży filmowej. Nie chodzi tylko o brak dobrych i wyrazistych ról, ale także o znacznie mniejsze zarobki względem panów. Temat ten podjął tygodnik „WPROST” w swoim ostatnim numerze.
Zaznaczmy od razu, że aktorki nie żalą się na swój ciężki los, tak jak próbują to przekazać niektóre portale plotkarskie. One tylko pokazują, że także w ich środowisku rozwarstwienie zarobków nie zależy tylko od pozycji, doświadczenia, czy talentu, ale również od tego jakiej są płci. Jak podaje tygodnik WPROST , dzienne zarobki doświadczonych, ale nierozpoznawalnych aktorek kształtują się na poziomie 850 zł. W przypadku mężczyzn jest to kwota niemal dwukrotnie wyższa – 1500 zł. Najbardziej znani aktorzy mogą zarabiać dziennie nawet 15 tys. złotych, a aktorki – 13 tys. zł.
Wśród aktorek, które jawnie mówią o swoim niezadowoleniu tym faktem są m.in. Anna Dereszowska oraz Renata Dancewicz. Dereszowska dziennikarzom WPROST zaznaczyła, że Aktorek nie ma kto reprezentować w walce o równouprawnienie. Każdy jest skupiony na samym sobie. Duże nazwiska, które mogłyby lobbować na rzecz kobiet, nie mają czasu się tym zająć. A młodzi, których najbardziej to dotyczy, nie mają siły przebicia. Natomiast Dancewicz stwierdziła, że oburzający jest sam fakt takich sytuacji, że kobiety niezależnie od branży zarabiają nawet 20 proc. mniej niż mężczyźni.
Temat ten w polskich mediach nie jest niczym nowym. Był on poruszany już w 2015r. i nie chodziło tylko o różnice w zarobkach. Grażyna Torbicka stwierdziła, że w polskim kinie wciąż brakuje dobrych ról dla kobiet, w czym poparła ją Maja Ostaszewska. Miały nadzieję, że sukces „Idy” zachęci producentów, reżyserów, ale przede wszystkim scenarzystów do stwarzania aktorkom większych wyzwań. Torbicka życzyła nawet więcej ról dla kobiet, i to różnorodnych, bo te, które się trafiają, wciąż są takie same. Panie są przedstawiane w sytuacjach dla kobiet trudnych pod względem psychologicznym i społecznym. Z kolei w komediach są pokazywane jako kompletnie zwariowane istoty, które nie mają głębi i duszy – mówiła w 2015r. dziennikarka
Jednak dyskryminacja w branży filmowej to nie tylko „polska specjalność”. W Stanach Zjednoczonych za doskonały przykład można uznać Natalie Protman, która za główną rolę w filmie „No Strings Attached” otrzymała 3 razy mniej niż odtwórca głównej męskiej roli Ashton Kutcher. Zważywszy, że aktorka w tym czasie była już laureatką Oskara oraz 2 Złotych Globów, a jej kolega z planu miał na koncie udział głównie w filmach i serialach komediowych, to ta dysproporcja może dziwić. O całej sprawie aktorka powiedziała w wywiadzie dla „Marie Claire UK”. Tę sytuację skomentował także Kutcher. Na swoim Twitterze wyraził swoje poparcie dla byłej partnerki z planu: „Jestem dumny z Natalie i wszystkich kobiet, które buntują się przeciwko nierówności płac ze względu na płeć!” Ciekawe, czy któryś z polskich aktorów też by tak postąpił.
Więcej możesz przeczytać w 34/2017 wydaniu tygodnika „Wprost” w artykule „Bunt aktorek”.
Źródło: www.wprost.pl oraz www.harpersbazaar.pl