- Macie codziennie wolny czas od godziny 6:00 do 22:00. Możecie robić sobie zakupy, kiedy tylko zechcecie. Nie musicie w niedzielę! – Taki „argument” usłyszałem niedawno od zwolennika zakazu handlu w niedzielę.
- Hym, kto ma tyle wolnego czasu? – pomyślałem… Bezrobotni? Podobno ich w Polsce już nie ma. Pracownicy budżetówki oraz ci na tzw. posadach? Nie, oni też już tylko teoretycznie pracują do godz. 15:00. Kobiety? Również nie. Na szczęście panie teraz są aktywne zawodowo podobnie, jak mężczyźni. Kto więc?
Ludzie obecnie są aktywni od rana do wieczora, od rana do nocy i to nie tylko zawodowo. Także rodzinnie i społecznie. Udzielają się, są członkami wielu organizacji pozarządowych, aktywizują się w instytucjach prywatnych i publicznych… Wśród nich są też rolnicy i przedsiębiorcy. To są miliony! A oni nie mają godzin pracy. Zaiwaniają niemalże 24 godziny na dobę, przez 7 dni w tygodniu. I co, wszyscy oni mają teraz tak „w międzyczasie”, bo pomiędzy obowiązkami zawodowymi, rodzinnymi i społecznymi, biegać z wywieszonymi językami po sklepach, bo w dni, kiedy wyjątkowo mogliby mieć więcej wolnego, to partia, kościół i związki zamknęły i im sklepy?!
W obecnym społeczeństwie czas samej pracy zawodowej, to nie koniec obowiązków. Ludzie muszą zajmować się rodziną, podstarzałymi, często niedołężnymi dziadkami, a przede wszystkim swoimi dziećmi. Dowożą je z i do przedszkola, lub szkoły, na zajęcia pozalekcyjne, do lekarza…. Z tego wszystkiego brakuje im w tygodniu już czasu na normalne, rodzinne, a cóż dopiero, towarzyskie życie. Wszystko robione jest w biegu, wszystko w pośpiechu. Nie ma czasu na chwilę relaksu, na kino, na teatr, na książkę, na odpoczynek, na odstresowanie się. A tu znalazła się władza, która nakazuje tym wszystkim zabieganym ludziom jeszcze kursować w tygodniu po sklepach! A za jaką to karę?
I pewnie zaraz usłyszy się odpowiedź pytaniem na pytanie: a za jaką karę ludzie pracują w handlu. Nie, nie pracują za karę. To ich wybór. Ludzie pracują w różnych sektorach, branżach czy dziedzinach. Nie ma przymusu pracy, ale jest za to konieczności utrzymywania ciągłej dostępności wielu dziedzin ważnych społecznie. Należą do tego katalogu na pewno handel i usługi. Dotyczy to też na przykład sfery zdrowia (szpitale, pogotowie ratunkowe, apteki), transportu (przewozy kolejowe, autobusowe czy lotnicze), bezpieczeństwa (wojsko, policja, straż pożarna), itp. Są również branże i sektory właściwe dla pracy nie tylko w niedzielę, ale i ciągłej, na przykład ochrona mienia, energetyka, hutnictwo, rolnictwo, i wiele, wiele innych. Wszędzie tam pracują wolni ludzie, a nie więźniowie skazani na roboty przymusowe.
W całej tej sprawie interesujące jest również i to, że wszyscy zwolennicy zakazu handlu w niedzielę mówią w zasadzie wyłącznie o zakupach spożywczych. Tak, jakby potrzeby nabycia innych produktów już nie istniały! A przecież to właśnie te „inne” zakupy są najtrudniejsze. To one są najbardziej praco- i czasochłonne. Niekiedy trzeba odwiedzić bardzo wiele sklepów, ba, często w różnych miastach, aby nabyć sobie potrzebną rzecz. Dotyczy to zwłaszcza mieszkańców wsi i małych miejscowi, którzy często w tym celu muszą wyjeżdżać, i to dziesiątki kilometrów, do innych miast. Czy wszyscy oni – a są to miliony ludzi – mają brać w tygodniu urlopy na zakupy, bo nie mogą ich spokojne, bez pospiechu, bez stresu, dokonać w niedzielę?
Gdyby nawet przyjąć, że produkty spożywcze można nabywać w inne dni niż w weekendy, niż w niedziele (choć trzeba pamiętać, że generuje to nadmierne wydawanie pieniędzy oraz powoduje szerzące się marnotrawstwo żywności), to co innego jest już z zakupami produktów przemysłowych. Meble, lodówkę, telewizor, komputer albo buty, sukienkę lub garnitur nie da się kupić na zasadzie „pierwsze z brzegu”. Tego się nie kupuje w pospiechu, w biegu, pomiędzy powrotem z pracy, a odwiezieniem dzieciaka na zajęcia ze śpiewu. Takich zakupów nie robi się też w zasadzie „w pojedynkę”. Na ogół mąż z żoną, często z dziećmi, wybierają się razem. Bo trzeba się naradzić, bo trzeba uzgodnić, bo zakup musi odpowiadać wszystkim domownikom, a nie tylko właścicielowi karty kredytowej. I jak więc takie rodzinne zakupy robić poza niedzielą, w ciągu tygodnia pracy, kiedy on pracuje gdzie indziej, ona gdzie indziej, a do tego dzieci chodzą do różnych szkół i mają po południu zajęcia dodatkowe w różnych miejscach? To kpina. Także z życia rodzinnego, któremu niby ten zakaz miał służyć.
Czy to tak mają teraz żyć ludzie?! Razem, ale osobno? W wiecznym nerwowym pośpiechu, w wiecznym stresie. I wszystko tylko po to, aby w niedzielę nie wiedzieć co ze sobą zrobić, bo wszystko poza kościołem jest zamknięte. Mają się ciągle zastanawiać, czy urlop wykorzystać na odpoczynek, czy raczej może na zakupy czegoś, czego nie mogą razem dokonać w ciągu tygodnia? A może mają godzinami siedzieć w internecie i tam korzystać z wolnego handlu? Można. Tyle tylko, że to zabiera jeszcze więcej czasu – i przy wyszukiwaniu towarów, i przy kupowaniu, i przy ich oddawaniu – niż zakupy „w realu. Co więc zyskuje na tym PiS? Czy chodzi wyłącznie o poparcie kościoła i Solidarności? Czy chodzi tylko o politykę? Czy chodzi jedynie o wygrywanie wyborów? A gdzie są w tym wszystkim ludzie, wyborcy, Polacy?!
I gdzie w tym jest coś, co powinno być w najważniejsze – wolność jednostki? Jeśli bowiem ktoś chce zajmować się bieganiem po sklepach wyłącznie w dni powszednie, to proszę bardzo. Niech to robi! Wszak w wolnym kraju wolnym ludziom nikt niczego nie powinien zakazywać. Ci jednak, którzy chcą żyć inaczej, którzy chcą inaczej funkcjonować, inaczej rozkładać swój kalendarz obowiązków i przyjemności, niech żyją tak, jak im wygodniej, jak chcą! Pamiętać bowiem należy o tym, że pomiędzy sklepem a kościołem jest człowiek. Wolny człowiek!
Adam Szejnfeld
Senator Rzeczypospolitej Polskiej
Biuro Senatorskie Adama Szejnfelda w Pile
ul. Plac Konstytucji 3 Maja 7/4
Adres e-mail: szejnfeld.biuro@gmail.com
Tel. +48 602 738 542
REGON 385025697
Portale i media spolecznosćiowe: