- Mamo, dlaczego mamy na imię Adam i Ewa? – zapytałem kiedyś o imię moje i siostry. Nie miałem nic na myśli, po prostu było to trochę nietypowe, takie… biblijne. Zastanawiałem się, czy to przypadek, czy też może jakiś szczególny zamysł?…
Mama stała nad kuchnią. Przygotowała śniadanie. Gdy usłyszała pytanie upuściła drewnianą łyżkę tak, jakby nagle poczuła jakiś niewyobrażalny ciężar. Zaniemówiła. Zastygła. Zdrętwiała. Zamiast odpowiedzieć spojrzała na mnie zdezorientowana, zdumiona, zaskoczona…
- Adam i Ewa. Dlaczego? – powtórzyłem.
W tym dniu na śniadanie miała być maca. Lubiłem. Pokruszone jej kawałki Mama najpierw moczyła w mleku, a gdy już wystarczająco napęczniały obtaczała je w rozbitym jajku i smażyła na patelni. Były wyśmienite. Teraz jednak wyglądało, że nic z tego nie będzie…
Gdy znów zapytałem o to samo, lekko zirytowana powiedziała:
- Nie zawracaj mi głowy! Adaś, co sobie wymyśliłeś? Weź się za lekcje!
Powiedziała to tak sztucznie, że już nie mogłem odpuścić! Wtedy odwróciła się i spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem… łzy. Zamarłem!
- Adaś, nie pytaj mnie, proszę…. Prooooszę! – wyszeptała.
Kasztanowe włosy kładłyby się jej po ranionych i lokami spływały na plecy. Była piękna. Zawsze promieniała uśmiechem, lecz nie dzisiaj, lecz nie teraz. Skamieniały wyraz jej twarzy prosił, abym przestał, abym sobie poszedł… aż nagle „Dzidka” – tak na nią mówiono – usiadła obok mnie i zamilkła. Dlaczego? O co chodzi? Co to znaczy?…
- Mamo… zacząłem, ale nie dała mi skoczyć.
- Adaś. Ty i Ewa, nie jesteście pierwsi – oznajmiła!
- Ojciec był we Włoszech. Pojechał w biznesach. To było tuż przed wybuchem wojny. Zaraz potem Niemcy wkroczyli do Polski. Mimo to postanowił wrócić. Mógł uciec. Był daleko, a świat stał jeszcze otworem, lecz chciał ratować rodzinę, żonę. Chciał ratować swoje dzieci. Adama i Ewę… – zaczęła Mama.
- Jak to Adama i Ewę? – przerwałem jej zdumiony.
- Tata był Żydem. Miał przed wojną żonę, a z nią dwójkę dzieci. Syn miał na imię Adam a córka Ewa. Gdy wybuchła wojna wrócił po nich do kraju. Za późno. Kiedy czekali na niego na dworcu kolejowym nadjechali Niemcy. Matkę zastrzelili. Małego Adasia i Ewę zabili. Roztrzaskali im głowy karabinami… – opowiadała martwym głosem, jakby sceny z jakiegoś filmu.
W kuchni zapadła cisza. Nie mogłem znaleźć słów. Nie rozumiałem tego co słyszę. Ona płakała…
- Teraz wy jesteście Adamem i Ewą. Tak chciał Tata. I ja tak chcę! Oni nie umarli. Żyją w Was! – powiedziała Mama.
Adam Szejnfeld